2015/05/29

8. Hades i Hermes

11/12. października

   - Volt! Chodź do mnie mały!
       Nie zważając na to, że jest w drogiej, jedwabnej, bordowej sukni, padła na kolana i rozłożyła szeroko ramiona. Chwilę potem leżała już na ziemi, a wielki, kudłaty bernardyn ślinił się na jej twarz. Śmiała się głośno. Tak bardzo jej go brakowało.
   - Volt! Ty stary głupcze! Złaź z królewny! Nie jesteś już szczeniakiem!
        Ale pies nic sobie z krzyków Dantona nie robił. Do śmiechu Aylin dołączyło jego ciche, pełne radości poszczekiwanie. Była jedyną osobą, której pies był bardziej posłuszny niż właścicielowi. Po jakimś czasie zwierzę odskoczyło na bok, nadal poszczekując.
   - Przepraszam za tego starego drania. Przy tobie zachowuje się jak szczenię. - Mężczyzna pomógł królewnie wstać.
   - Nic się nie stało. Sama go do siebie zawołałam. Dobrze wiesz, że my tak zawsze mamy. 
   - Wiem. I chyba tylko dlatego ten staruszek jeszcze się trzyma.
   - No dobrze. - Otarła twarz chusteczką i uśmiechnęła się. - Tata u siebie?
   - Tak. Ale nie spodziewał się ciebie tak wcześnie.
   - To dobrze. Ma jakieś zajęcie?
   - Nie. Ale za dwie godziny ma spotkanie z radą.
   - Wcześnie dziś zaczynają - powiedziała, patrząc przelotnie na duży zegar na ścianie. Kilka minut po siódmej. 
   - To przez ten przyszły sojusz z Uniką.
   - Mogłam się domyślić.
        Nawet dla niej samej jej głos zabrzmiał dziwnie. Danton odwrócił się w stronę Ali z pytaniem w oczach. Uśmiechnęła się tylko lekko i pokręciła głową. Volt, jakby wyczuwając pogorszenie nastroju dziewczyny, zaskomlał cicho i skoczył na nią, opierając swoje przednie łapy na jej ramionach. 
   - Dobry chłopczyk, bardzo dobry. - Zaśmiała się i potargała lekko jego pysk, znajdujący się wtedy na wysokości jej twarzy. - Chodź. Idziemy do króla. 
        Ruszyła do gabinetu ojca z niemalże nieodłącznym kompanem.
        Zapukała do drzwi i uchyliła je. Zobaczyła tylko oparcie fotela odwróconego w stronę okna. 
   - Dobrze, już dobrze, Danton. Zaraz biorę się za robotę.
        Ledwo powstrzymała śmiech, słysząc nutkę obawy w głosie ojca. Zamknęła cicho drzwi i podeszła kilka kroków do przodu.
   - Ależ królu, nikt waszej wysokości nie zmusza do pracy - powiedziała podszytym śmiechem głosem.
   - Aylin? - Władca obrócił się natychmiast.
        Dziewczyna szybko pobiegła w jego stronę i wskoczyła mu na kolana, jednocześnie ściskając go mocno. Volt pobiegł za nią i oparł łapy na jej kolanach.
   - Już myślałem, że o nas zapomniałaś. - Zaśmiał się mężczyzna.
   - Nie mogłabym. Ale przyznam, że polubiłam życie w Lotos. Wszystko jest tam takie inne. I ciekawe - dodała.
   - To dobrze. Czyli nie planujesz w najbliższym czasie powrotu do pałacu?
   - Nie - odpowiedziała nastolatka z uśmiechem i wstała. - Nie mów mamie, że tak cię powitałam. Znów palnie mi kazanie o tym, co przystoi przyszłej królowej, a co nie.
   - Palnie? - Christian uniósł wymownie jedną brew, a po jego twarzy błąkał się lekki, ironiczny uśmiech.
   - To znaczy wygłosi - poprawiła się królewna, lekko zakłopotana.
   - Widzę, że poznałaś nowe słownictwo.
   - To nieuniknione, kiedy jest się uczniem w tak dużej placówce jak liceum, do którego uczęszczam. 
   - Spokojnie. Mi ono nie przeszkadza. Tylko lepiej nie używaj go na oficjalnych spotkaniach i przy mamie.
   - Tak, wiem. A jak sprawy z Uniką? Słyszałam, że masz dziś radę. 
   - Tak, mamy radę. Chcesz wziąć w niej udział?
   - Myślę, że lepiej będzie jeśli na czas jej trwania pójdę do matki i siostry. Dawno się z nimi nie widziałam - odpowiedziała Aylin patrząc w okno, do którego przed chwilą podeszła.
   - Tak. Tak może będzie lepiej. Jeśli chcesz, możesz przejrzeć później protokół z posiedzenia.
   - Z chęcią.
   - Co cię trapi, Ali? - zapytał po chwili.
   Bycie królewną. Przyszły ślub i mąż. Obecne życie.
   - Nic, ojcze - odpowiedziała prosto, kręcąc przecząco głową.
   - Ali... Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko, prawda?
        Dziewczyna zacisnęła mocno powieki ciesząc się, że ojciec nie widzi teraz jej twarzy. To, co się na niej malowało, niechybnie było obrazem nędzy i rozpaczy. Kiedy nie znała innego życia wszystkie obowiązki związane ze swoim przyszłym stanowiskiem przyjmowała spokojnie, wiedząc, że to jej powinność. Ale teraz wszystko w niej się buntowało na myśl o tym, że musi wyjść za Daminika, nie mając nawet cienia nadziei na to, że będzie obdarzona chociażby imitacją jakiegoś większego, intensywnego uczucia. Jedyne, na co mogła liczyć, to szacunek i trochę sympatii. Nic innego. A ona... Ona nie byłaby w stanie poczuć czegoś głębszego do niego. Owszem, Daminik jest przystojny, ale to nie o wygląd przecież chodzi. Gdy o nim myślała czuła tylko obowiązek. A to tak dalekie od tego, co pragnęło jej serce.
       Przywołała na twarz uśmiech, który chyba nie miał odbicia w jej oczach.
   - Tak, wiem. - Odwróciła się od okna. - To co? Partyjka szachów?

   - A jak tam jest naprawdę? - Głos Caroline wyrwał młodszą królewnę z zamyślenia.
   - Och... - wymknęło jej się mimowolnie. Chrząknęła. - Cóż... To pouczające.
   - Nie pytam o wersję dla mamy. Chciałabym wiedzieć jak tam naprawdę jest. - Starsza dziewczyna uśmiechnęła się lekko, a Ali poczuła, że jej siostra może nie być taka, jaka się na początku wydaje. Że pod tą maską beztroski i radości kryje się zupełnie inna osoba.
   - Przede wszystkim jest tam inaczej. Pełno ludzi. Hałasy, tłumy. I nie ma w tym wszystkim takiego porządku jak w pałacu. Tam wszyscy wydają się być równi.
   - Wiesz... - zaczęła powoli siostra po chwili milczenia, która zapanowała po słowach Aylin. - Czasem zastanawiam się nad tym, jakby to było być normalną dziewczyną. Taką bez obowiązków. I wyobrażam sobie, że nią jestem. Mama zawsze powtarza, że bycie królewną to luksus i wyróżnienie. Naprawdę lubię swoje życie. Ale czasami już mnie to wszystko męczy. Te wszystkie bale, przyjęcia, lekcje. To takie...
   - Sztywne i sztuczne? - podpowiedziała cicho młodsza królewna.
   - Tak. Dokładnie. - Uśmiechnęła się. - To takie sztuczne, że czasem mam ochotę uciec od tego gdzieś daleko. Ale powstrzymuje mnie to, że nie dałabym sobie rady w tym obcym świecie. I wtedy myślę o tobie. - Spojrzała na towarzyszkę w skupieniu. - O tym, że ty masz jeszcze gorzej. Gdy ja kupuję z mamą suknie, ty bierzesz udział w różnych debatach lub uczysz się ustaw Lustyki i innych państw. Ja mam swojego rodzaju swobodę, a ty już teraz masz narzucone takie obowiązki. Nigdy ci tego nie mówiłam, Aylin, ale podziwiam cię. Podziwiam to, że dajesz radę to wszystko opanować, wytrzymać. Dzięki temu uświadamiam sobie, że nie mam na co narzekać. A teraz dodatkowo prowadzisz to drugie życie w Lotos... Naprawdę nie wiem, jak ty sobie z tym wszystkim radzisz. Ja nie dałabym rady.
       Ali słuchała jej w zamyśleniu. Nigdy zbyt wiele ze sobą nie rozmawiały. Ona miała swoje obowiązki i większość czasu spędzała z ojcem, a Caroline prawie bez przerwy towarzyszyła mamie. Tak było od zawsze. I o ile obie były w pewnym sensie więzione w pałacu, to jej siostra żyła dodatkowo w szklanej bańce, którą utworzyła wokół niej matka. Król już dawno stwierdził, że to młodsza królewna to ta twardsza z jego córek. Ona nigdy nie kwestionowała zdania ojca, ale w tamtej chwili zaczęła się zastanawiać nad tym, kim naprawdę jest Caroline, która była dla niej zawsze starszą siostrą, którą jednak mimo wszystko traktowała jakby była młodsza. Nigdy nie myślała o tym, jak musi wyglądać w jej oczach. Na te myśli przez twarz Aylin przemknął cień uśmiechu.
   - Wiesz co? Chyba jesteś dla mnie kimś na wzór idola. - Zaśmiała się Caroline serdecznie.
   - Dobra. Co dokładnie chcesz wiedzieć o moim nowym życiu? - zapytała szarooka śmiejąc się cicho i siadając na ławce. Volt natychmiast położył się u jej stóp, a siostra usiadła obok niej.
   - Masz chłopaka?
       Ali zakrztusiła się własną śliną i prawie spadła na biednego i niewinnego psa słysząc to pytanie. Przez chwilę dusiła się, ale w końcu udało jej się przełknąć własne DNA. Pociągnęła nosem i otarła ostrożnie łzy, które popłynęły jej po policzkach.
   - Co?! - wychrypiała, gdy już odzyskała głos.
   - Zapytałam się, czy masz chłopaka.
       Młodsza królewna zapowietrzyła się lekko. Otworzyła usta i po jakimś czasie zamknęła je. Znów je otworzyła i znów zamknęła nie wypowiadając ani słowa. Czuła się, jakby połknęła język i straciła głos jednocześnie.
   - Mam Daminika? - wydukała w końcu niepewnie, lekko zdezorientowana. Przez chwilę miała wrażenie, że bierze udział jakimś teleturnieju i właśnie zadano jej pytanie, na które nie znała prawidłowej odpowiedzi i musiała strzelać w ciemno.
   - Ja się pytam o chłopaka, którego sama byś wybrała.
       Aylin momentalnie powróciła z krainy beztroski na ziemię. Nigdy nie będzie normalną dziewczyną. Choćby nie wiadomo jak bardzo tego chciała i się starała.
   - Caroline... - westchnęła ciężko, wbijając wzrok w otaczające je kwiaty. - Nie mam takiego chłopaka. Nawet nie chodzi o to, że nie znam żadnego z tamtych chłopców wystarczająco dobrze. Mi nie wolno mieć takiego wybranka. Już jestem zaręczona z Daminikiem.
   - Nikt nie broni ci się trochę pobawić - powiedziała do niej starsza siostra z olśniewającym uśmiechem. - Ja święta nie jestem. I równie doskonale zdaję sobie sprawę, że ty też.
   - Caroline!
       Młodsza królewna podejrzewała, że jej twarz stała się łudząco podobna do zaszokowanego pomidora, ponieważ siostra roześmiała się głośno.
   - Nie patrz tak na mnie. Wiem, że teraz nastolatkowie bawią się także bez zobowiązań. A my nie żyjemy już w średniowieczu. Dobrze wiem, że z Daminikiem nie siedzicie ciągle przy herbatce i ciasteczkach.
   - Mi raczej nie wypada. - Aylin nadal była zadziwiająco czerwona. - A Daminik... To Daminik. Niedługo będziemy oficjalnie parą.
   - Oj przestań. Przecież nikt cię tam nie kontroluje. Chcesz całe życie żałować, że nie skorzystałaś z okazji, gdy taką miałaś? Proszę, poznaj ten świat i opowiedz mi o nim.
   - Nie mogę - jęknęła Ali i ukryła twarz w dłoniach. - Kiedy na nich patrzę widzę swoich przyszłych podwładnych. Myślę o tym, ilu z nich będzie miało zmarnowane życie przez służbę w wojsku lub coś innego. Ja po prostu nie mogę.
   - Powiedziałaś o tym ojcu?
   - Nie. - Pokręciła przecząco głową.
   - Więc mu powiedz. Uwolni cię od tego.
   - Ale ja nie chcę. Polubiłam tamte życie.
   - Więc zapomnij.
       Słysząc to Aylin spojrzała pytająco na siostrę, która uśmiechała się tajemniczo.
   - Zapomnij o tym wszystkim. O pałacu, życiu tutaj. O Daminiku. To jest twoja droga do odrobiny wolności. Korzystaj z tego póki możesz. Póki jesteś wolna.
   - Nie wiem czy dam radę.
   - Dasz. Jesteś silna. Jeszcze pokażesz im wszystkim na co cię stać.
   - Dzięki, Carol. - Zaśmiała się, zwracając się do siostry zdrobnieniem, którego nie używała już od dawna.
   - Chodź, Ay. Popatrzymy na chłopców stajennych. - W jej oczach zalśniły psotne ogniki.
   - O, to dobry pomysł. Zapytam Kima o Hadesa.
   - A masz jakieś koleżanki? - zapytała starsza dziewczyna, gdy ruszyły w kierunku stadniny.
   - W klasie mam całkiem dużo dziewcząt. Ale rozmawiam głównie z Kate, a czasem także z Matą i Lisą.
   - Jakie są?
   - Hm... Na pewno różne od nas - zaczęła po chwili. - Tam wszyscy są inni. Lisa ma fioletowe, krótkie włosy, nosi żółte soczewki, a obie ręce od nadgarstków do barków ma wytatuowane w cytatach łacińskich. Ale jest bardzo miła i taka trochę filozoficzna. I często wtrąca do wypowiedzi coś po łacinie. Mata ma za to długie do kolan, białe i proste włosy, a końcówki farbuje na różowo. Oczy ma czarne. A skórę barwi na całkowicie biały kolor. Wygląda nieco upiornie i zazwyczaj jest taka bardziej cicha i smutna. I jest raczej pesymistką.
   - A Kate? - dopytywała się siostra kiedy Ali milczała przez dłuższy czas.
   - Ona jest trudna do opisania. - Zaśmiała się młodsza królewna. - Włosy ma całkowicie szafirowe, ale czasami ich końcówki są białe. Szafirowe oczy i rzęsy. Czasem nawet jej skóra ma lekko błękitny odcień. Na twarzy ma czarne tatuaże, ale chyba robi je henną, bo ciągle zmieniają kształt, lub nie ma ich wcale. Jest mojego wzrostu. I chyba nie znam równie radosnej i żywiołowej osoby. Zazwyczaj zachowuje się jak mały szczeniak. I bardzo entuzjastycznie próbuje zeswatać mnie z Maximem...
   - Z jakim Maximem?
       Dopiero słysząc wesołe i zaciekawione pytanie Caroline zorientowała się, że powiedziała o kilka słów za dużo. Ugryzła się w język. Niestety za późno. Wiedziała, że zawzięte wpatrywanie się w niebo nie zmyli siostry, ale musiała spróbować.
   - Kto to jest Maxim? - zapytała ponownie Carol z szerokim uśmiechem na twarzy.
   - Taki jeden chłopak z klasy - powiedziała cicho, wymijająco.
   - O nie. Żądam szczegółów.
   - Nawet nie ma o czym mówić.
   - Jasne, jasne. Mów, siostrzyczko.
   - No więc to jest najbardziej denerwujący osobnik płci męskiej w naszej klasie.  
   I najzabawniejszy - dodała Aylin w myślach.
   - Jak wygląda?
   - Zwyczajnie. - Wzruszyła ramionami. - Wyższy ode mnie o głowę. No i całkiem umięśniony. Skórę ma raczej normalną. Oczy brązowe, przy źrenicach przypominające płynny bursztyn. Włosy też brązowe z ciemnozłotymi końcówkami, które mienią się w słońcu, przez co wygląda, jakby nosił koronę.
   - Jak ty go bajecznie opisujesz. - Brwi Caroline powędrowały znacząco do góry.
   - Co ty mi insynuujesz?
   - Ależ nic - odpowiedziała wymownym tonem.
       Młodszą siostrę pochłonęły własne myśli. Z Maximem nadal się kłócili, ale nie było to już takie złośliwe. Bardziej chodziło o wzajemne wybadanie się. I na pewno jej podejście do niego się zmieniło. Już nie był niewychowanym, irytującym głupkiem, o ilorazie inteligencji na poziomie starego Volta. W pewnym sensie stał się dla niej ucieczką od monotonii. Dzięki niemu nie nudziła się na lekcjach i miała o czym myśleć w nużące, dłużące się wieczory. Była tak zajęta własnymi myślami, że nie zwracała uwagi na to, co mówi do niej siostra.
   - Przyznaj się. Podoba ci się.
   - Ma fajny tyłek - wyrzuciła z siebie, nawet nie zastanawiając się nad swoimi słowami.
       Dopiero atak śmiechu, którym wybuchnęła dziewczyna, uświadomił jej, co tak naprawdę powiedziała.
   Kate, zabiję cię - jęknęła w myślach.
   - Oj, to przez Kate. Ona tak ciągle mówi.
   - Nie szukaj usprawiedliwienia.
   - Och, zmieńmy temat.
   - No ok. A jak lekcje?
   - A to nawet ciekawe. Każda lekcja trwa czterdzieści minut, a potem jest dziesięć minut przerwy. I koniec. Nie tak, jak w pałacu, gdzie jeden temat przerabiałyśmy cały dzień, od rana do wieczora. To takie inne. Poza tym nie wiem, jak jeszcze opisać ci to wszystko. To jest takie różne, że nie mogę znaleźć słów, aby wyrazić swoje uczucia. Chciałabym móc ci pokazać to wszystko osobiście.
   - To byłoby ciekawe. Ale jednocześnie jest niemożliwe. Moją twarz znają prawie wszyscy. Twarz królewny Aylin nadal dla większości pozostaje tajemnicą. - Uśmiechnęła się blado. - No i nie zniosłabym chyba chodzenia w spodniach - dodała już weselej.
   - Może kiedyś coś wymyślimy - pocieszyła ją młodsza siostra. Ale naprawdę chciała pokazać jej ten nowy świat.
   - Wasza wysokość królewno Aylin. Wasza wysokość królewno Caroline. - Jeden z mężczyzn pracujących w stadninie królewskiej skłonił się przed dziewczynami, gdy dotarły na miejsce.
   - Witaj, Simusie - powitała go Ali. - Czy mógłbyś zawiadomić Kima, że chcę się z nim zobaczyć?
   - Rozkaz, królewno. - Znów się skłonił i odszedł szybkim marszem.
   - Znasz tu wszystkich z imienia? - Siostra popatrzyła na nią zdziwiona. Już od dłuższego czasu nie towarzyszyła Ay w przechadzkach po terenach pałacowych.
   - Chyba tak. - Wzruszyła ramionami. - Chcesz się przejechać?
   - Z chęcią. Ale dawno już tego nie robiłam.
   - To nic. Poproszę Kima, aby na początku prowadzał konia.
   - Poprosisz? - zapytała niemal zaszokowana. W odpowiedzi Aylin znów wzruszyła ramionami. Rzadko rozkazywała służbie. Wolała zwracać się do wszystkich bardziej uprzejmie.
   - Witam wasze wysokości. - Rudowłosy chłopak pojawił się przed nimi niespodziewanie. Odwróciła twarz w jego stronę i uśmiechnęła się lekko.
   - Witaj, Kim. Hades dobrze się trzyma?
   - Jak zawsze, królewno. Staram się utrzymywać go w jak najlepszej formie.
   - To dobrze. Przygotuj go do jazdy. Siodło zwykłe. A dla mojej siostry osiodłaj Hermesa. On nie jest zrywny. Siodło do jazdy bokiem.
   - Tak jest. - Znów się skłonił.
       Ruszyły do małego budynku, który był czymś w rodzaju przebieralni. Każda z dziewcząt weszła do swojego pokoju.
   Tak dawno tu nie byłam... 
       Otworzyła szafę, ale nie wybrała żadnej z sukien do jazdy konnej. Zamiast tego wzięła swoje drugie ulubione ubranie - jeden z kilku uszytych specjalnie dla niej stroi do jazdy konnej. Nie znosiła spodni, ale akurat te uwielbiała. Darowała sobie kask. Wyszła na korytarz, a chwilę później dołączyła do niej Caroline w uszytej do jazdy sukni i ze specjalnym kapeluszem na głowie. Aylin skończyła związywanie włosów w wysokiego kucyka. Wyszły na zewnątrz.
   - Hades! Hermes! - Młodsza dziewczyna pobiegła przed siebie nie zważając na to, że królewnie nie przystoi takie zachowanie.
       Chwilę później przytulała twarz do czarnej szyi Hadesa, którą obejmowała lewą ręką, a prawą dłonią gładziła biały łeb Hermesa. Kochała te dwa konie. Przyszły na świat tego samego dnia. Jeden całkowicie biały, drugi czarny jak noc. Odruchowo pocałowała obie grzywy, a chwilę później siedziała już na grzbiecie Hadesa. Kim podszedł do Caroline, aby pomóc jej dosiąść Hermesa.
   - Jeśli możesz, poprowadź go, Kim. Ja trochę pobiegam.
       Ściągnęła wodze, a chwilę później ruszyła stępem. Ale zarówno jej, jak i Hadesowi ta prędkość nie odpowiadała.
   - No, mały. Czas zacząć zabawę.
       Pochyliła się i gwizdnęła charakterystycznie. Nigdy nie chciała używać ostróg czy batów lub innych poganiaczy, dlatego swoje konie uczyła reagować na różne gwizdnięcia. Tylko Kim mógł się nimi zajmować, bo tylko on znał ten system. Już po chwili pędziła cwałem, a wiatr bawił się kosmykami, które wymknęły się z niedbale związanego kucyka. Kochała to uczucie. Tylko wtedy potrafiła całkowicie oderwać się od tego wszystkiego, co ją otaczało. Od czekających ją obowiązków, od myśli o Daminiku, od tego, że była królewną. Mogła być wyłącznie sobą. Zwykłą dziewczyną uwielbiającą kolor niebieski i czarny, długie kąpiele i jazdę konną. Wydała krótki gwizd, który oznaczał przygotowanie do skoku. Więcej nie musiała robić. Hades niemalże przeleciał nad przewróconym pniem. Tak samo było z innymi przeszkodami. Nawet nie wiedziała, ile czasu już tak jeździła. Ale ani ona nie odczuwała zmęczenia, ani koń. Zwolnili dopiero wtedy, gdy zobaczyła zbliżającego się do nich Kima. Zatrzymała konia przy chłopaku.
   - Tak, Kim?
   - Wasza wysokość. - Skłonił się.
   - Oj przestań. Gdy jesteśmy sami mów mi po imieniu.
   - Nie wypada, wasza wysokość.
   - Kim... - westchnęła. - Przestań tak mówić. Jestem od ciebie dwa lata młodsza. Pamiętam, jak razem bawiliśmy się w ogrodach, gdy byliśmy dziećmi. Wtedy mówiłeś do mnie normalnie.
   - To były inne okoliczności. Teraz jest panienka wyznaczona do następstwa tronu, wasza wysokość.
   - Wtedy też byłam. Proszę, mów do mnie normalnie. Wiem, że przy innych nie wypada, ale gdy jesteśmy sami. Chcę chociaż czasami czuć się normalnie, jak każda dziewczyna, a nie jak przyszła królowa. - Nawet ona usłyszała w swoim tonie błagalne nuty.
   - No dobrze, Aylin.
   - Dziękuję. - Uśmiechnęła się szeroko do chłopaka. - Co cię sprowadza?
   - Król kazał panienkę... to znaczy ciebie, zawołać na kolację.
   - Już? Tak wcześnie?
   - Już po dwudziestej.
   - Serio? - Rozejrzała się wokoło. Dopiero teraz spostrzegła, że niebo lekko pociemniało.
   - Tak, serio. - Zaśmiał się.
   - Przyszedłeś tu pieszo?
   - Przez las to była szybka droga.
   - Może i tak. Wskakuj. - Wyciągnęła rękę w jego stronę. - Wrócimy razem.
   - Wypada?
   - Tak, wypada - powiedziała królewna stanowczym głosem, który idealnie pasował do przyszłej królowej. Podciągnęła go do góry, gdy chwycił jej dłoń. - Trzymaj się mnie, bo spadniesz.
   - Ale...
   - Żadnych ale. Trzymaj się.
       Gwizdnęła i chwilę potem ruszyli z miejsca.

***
       Śniadanie, tak jak kolacja poprzedniego dnia, minęło w ciszy. Jak wszystkie posiłki w tym domu. Chyba, że królowa była nieobecna. Wtedy rozmawiali cicho na niektóre tematy. Przy władczyni nigdy nie było wiadomo, jakie kwestie można poruszyć, więc woleli nie ryzykować i pożywiali się w ciszy. Po śniadaniu król poszedł do swoich obowiązków, królowa i Caroline wybrały się na zakupy, od których Aylin się wymigała, a ona sama ruszyła na przechadzkę korytarzami pałacu.
       Ciągle prześladowały ją myśli o małżeństwie. O jej przyszłym małżeństwie. Jak to będzie spędzać każdy dzień z Daminikiem? Jeść wspólne śniadania, obiady, kolacje? Jak to będzie być jego żoną? Kochanką?
   Matką jego dzieci?
       Potrząsnęła głową. Musiała wyrzucić te myśli ze swojej głowy. Witała się ze wszystkimi, którzy ją mijali. Z niektórymi rozmawiała. Tak jak zawsze. Ale nie mogła pozbyć się obrazu księcia Uniki ze swojego umysłu. Te myśli nawiedzały dziewczynę od zawsze, ale im bliżej ostatecznego werdyktu pertraktacji, tym częściej prześladowały ją wizje o ich przyszłym, wspólnym życiu.
   Dlaczego nie mogę być pewna tego, co chcę?
       Wyszła na taras na pierwszym piętrze, który wychodził na ogrody za pałacem. Oparła się o barierkę i oczyściła umysł ze wszelkich myśli. Słuchała śpiewu ptaków. Mimowolnie pomyślała o szkole, do której miała wracać na drugi dzień. Po części nie mogła się już tego doczekać. Tęskniła za towarzystwem Kate i jej optymizmem. W pewnym sensie tęskniła za Maximem, za sprzeczkami z nim. W pałacu była królewną, a w szkole tylko jedną z wielu dziewczyn. Nikt nie bał się odezwać do niej po imieniu, posprzeczać się z nią. To było takie... normalne.
   - Chwila samotności?
       Danton nie zaskoczył jej. Zorientowała się o jego obecności, gdy zauważyła kątem oka, że Volt położył sobie łapy na pysku. Zawsze tak robił, gdy właściciel przyłapywał go na zabawach z Ali. Jakby obawiał się jego reakcji.
   - Można to tak nazwać.
   - O czym myślisz?
   - O szkole. O Daminiku - dodała ciszej.
   - Myśl o małżeństwie nie daje ci spokoju?
   - Trochę się tego obawiam. - Pokiwała głową.
   - Rozumiem. Nie dziwię ci się. Domyślam się, co czujesz. - Mężczyzna oparł się o barierkę obok królewny.
   - Przecież ty nawet nie byłeś żonaty. - Parsknęła cichym śmiechem. - Wiem, miałeś rodzinę, ale... - urwała. Nie chciała wchodzić na niepewne i bolesne tematy.
   - A myślisz, że dlaczego się nie ożeniłem? Na samą myśl o małżeństwie robiło mi niedobrze. A gdy wyobraziłem sobie, że moja przyszła żona zmieni się w moją matkę, albo w teściową... - odparł słabym głosem. Spojrzała na niego. Wyglądał, jakby miał zwymiotować. Albo zemdleć. Z ulgą zauważyła, że nie przejął się jej wzmianką o jego rodzinie.
   - Może nie byłoby tak źle - pocieszyła go.
   - Nie wiem. Ale stwierdziłem, że już lepiej w ogóle sobie odpuścić, niż zwiać sprzed ołtarza i narazić się takim trzem babom - jęknął i wykrzywił zabawnie twarz, jakby wyrażając swoją rozpacz na myśl o takiej możliwości.
   - Uciekłbyś sprzed ołtarza? - Ay popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
   - Całkiem możliwe. - Pokiwał smętnie głową. - Perspektywa małżeństwa była i nadal jest dla mnie przerażająca. Chyba już wolałbym towarzyszyć lady Ashwood na balu, niż się ożenić.
       Zakrztusiła się wciąganym do płuc powietrzem słysząc to wyznanie. Lady Ashwood to jedna z dam dworu. Była już po sześciu rozwodach i trzy razy zostawała wdową. Zmieniała mężczyzn jak rękawiczki. Aylin momentalnie wyobraziła sobie wysokiego i chudego Dantona u boku niziutkiej i dość okrągłej kobiety, której biust chodził pół metra przed resztą postaci. Wspomniana dama miała też skłonność do częstych (choć w większości symulowanych) omdleń, gdy w towarzystwie wypływał temat któregoś z jej byłych mężów. Biorąc pod uwagę fakt, że owych mężów było całkiem sporo i każdy z nich był znany w towarzystwie, lady przez prawie całe bale była nieprzytomna, lub szukała kogoś do towarzystwa (oczywiście kogoś płci przeciwnej).
   - Nie mówisz poważnie. - Spojrzała z niedowierzaniem na doradcę taty.
   - Obawiam się, Aylin, że mówię całkiem poważnie.
       Jej perlisty śmiech poniósł się echem ponad ogrodami. Chwilę później temu dźwięcznemu odgłosowi zawtórował zduszony chichot Dantona. Zerknęła na swojego ojca chrzestnego. Ze śmiechu zgiął się wpół i opierał czoło na trzymających barierkę dłoniach. Na widok cieknących po jego twarzy łez, najpierw ją zamurowało, a potem parsknęła głośno i wydała z siebie serię dźwięków zadziwiająco przypominających żabi rechot. Volt, któremu udzielił się dobry humor tej dziwnej i hałaśliwej dwójki ludzi, zaczął skakać wokół nich i szczekać w powietrze.
   - Boże! Co się stało?
       Jednocześnie odwrócili się w stronę drzwi. Na widok zdezorientowanej i lekko przerażonej miny króla zaczęli z siebie wydawać niezidentyfikowane odgłosy, bardzo przypominające piski torturowanych świnek morskich. Chociaż w przypadku Dantona było to raczej rżenie (lub rzężenie chorego na astmę) konia. Aylin przemknęło przez myśl, że w tamtej chwili nie wyglądała zbyt reprezentacyjnie. A już na pewno nie jak przyszła dziedziczka tronu.
   - No nie trzymajcie mnie już w niepewności! Co wam się stało?
       Słysząc pełen niepewności i obaw ton władcy, oboje zatkali usta dłońmi i rozpoczęli próby spokojnego oddychania przez nos, przez co jakiś czas brzmieli jak przytykające się odkurzacze. Naprawdę. Nikt nie potrafiłby dokładnie zidentyfikować i nazwać tego dźwięku. Lecz ostatecznie stanęli w miarę poważni.
   - Więc? Mogę liczyć na jakieś  wyjaśnienia? - zapytał niepewnie rządzący.
   - Danton właśnie oświadczył, że wolałby towarzyszyć lady Ashwood na przyjęciach niż się ożenić - wykrztusiła po chwili Aylin.
   - Ty i Corrina? - Król popatrzył na doradcę z niedowierzaniem. Córka nie była pewna, czy jego twarz była bardziej rozbawiona, czy przerażona.
   - To tylko luźne porównanie. - Mężczyzna wzruszył ramionami.
   - Tylko porównanie? - Ojciec Ali spojrzał na niego chytrze. - A czy pamiętasz bal kostiumowy w 2200. roku, wydany na cześć urodzin Aylin?
       Danton pobladł niemal całkowicie, tylko jego policzki nabrały buraczkowego odcienia, a on sam chrząknął wyraźnie zakłopotany.
   - Jak słusznie król zauważył, był to bal kostiumowy - powiedział poluzowując krawat. Niespodziewanie zaczęło dokuczać mu gorąco.
   - Proszę cię. Corriny nie sposób nie rozpoznać. Choćby była przebrana nad wyraz pomysłowo - zaakcentował wyraźnie pan Christian.
   - Nie wykluczam, że byłem wtedy w stanie... lekko niekompetentnym - odpowiedział doradca uciekając spojrzeniem w niebo.
   - Co nie zmienia faktu, że zostaliście parą wieczoru.
       Królewna nie wiedziała, czy śmiać się z zakłopotania Dantona, czy z niezwykle ożywionej twarzy ojca. Ostatecznie oparła się o barierkę tarasu i chichotała cicho pod nosem, słuchając ożywionej dyskusji dwóch mężczyzn. Do listy zdobyczy lady Ashwood, którą kiedyś dla zabawy sporządziła z Dantonem, dopisała w myślach samego jej pomysłodawcę. Parsknęła śmiechem słysząc coś o "...zbyt pozytywnym postrzeganiu świata na skutek działania substancji odurzających...". Lubiła takie chwile jak ta. Gdy jej tata i Danton nie byli królem i jego doradcą, tylko dwójką przyjaciół przekomarzających się i dogryzających sobie. Niestety, bardzo rzadko miała okazję być tego świadkiem. Zwłaszcza ostatnio, gdy prowadziła podwójne życie.
       Odwróciła się twarzą do ogrodów i usiadła na szerokiej barierce. Zamknęła oczy i wciągnęła głęboko do płuc pachnące kwiatami powietrze. Kiedyś podczas jesieni kwiaty i drzewa traciły liście. Teraz jedynie w zimie pogoda robiła się chłodniejsza i z nieba padał lód. Ale nie było to zupełnie nieprzyjemne. Taka mała zmiana bywała zabawna. Szum drzew brzmiał w jej uszach niczym muzyka. Napełniała ją spokojem i radością. Znów przez chwilę czuła się jak normalna dziewczyna. Poczuła, jak jej usta rozciągają się w szczerym uśmiechu. Miała wrażenie, że szczęście po prostu zacznie się z niej wylewać, zarażając wszystkich wokoło.
   - Wasza  wysokość. - Głos jednego z lokai wdarł się bezceremonialnie do jej małego świata. Czar prysł. Otworzyła oczy, a uśmiech zszedł z jej ust. Odwróciła się w stronę mężczyzn, który skupili się na swoim towarzystwie.
   - Tak?
   - Baron Simons prosi o audiencję.
   - Dobrze. Zawiadom go, że zaraz go przyjmę.
   - Tak jest. - Gary skłonił się.
   - Cóż... Musimy cię opuścić Aylin - powiedział ojciec do córki smutnym głosem.
   - To nic. I tak muszę przygotować się do powrotu do Lotos. Pewnie niedługo przyjedzie po mnie Jose.
   - To do zobaczenia, Ali. - Ojciec przytulił ją mocno.
   - Do zobaczenia, tato - odpowiedziała szeptem.
   - Nie smuć się - pocieszył córkę, gdy usłyszał jej smutny ton.
   - Do zobaczenia, Danton. - Dziewczyna uściskała ojca chrzestnego.
   - Do zobaczenia.
       Ruszyła w stronę schodów, aby dostać się do swoich komnat. Czuła na sobie spojrzenia dwójki mężczyzn. Nie odwróciła się. Położyła tylko dłoń na głowie Volta, nieodmiennie drepczącego obok niej.

       Siedziała na parapecie i wpatrywała się w nocne niebo. Miała wrażenie, że jest bliska omdlenia. I w przeciwieństwie do zasłabnięć lady Ashwood, jej byłoby jak najbardziej prawdziwe i autentyczne.
       Myśli miotały się w głowie dziewczyny jak statek na morzu podczas sztormu. Nawet nie zauważyła, kiedy kartka wysunęła się z jej rozluźnionych palców i upadła na dywan. Fragment tekstu szalał w dziewczęcym umyśle razem z myślami.

       Pragnę Ci przekazać wspaniałe wieści, Aylin. Ministrowie Uniki znaleźli rozwiązanie głównego problemu, który przez tyle lat uniemożliwiał zawarcie sojuszu pomiędzy naszymi państwami! Podczas obrad w Regnanie ustalono, że młodszy królewicz zawrze małżeństwo z moją starszą, przyrodnią siostrą i obejmą władzę w Unice, a my będziemy mogli sprawować rządy w Lustyce. Oczywiście nie jest to decyzja ostateczna, jedynie rozwiązanie na wypadek dalszych nieporozumień pomiędzy naszymi królestwami. Lecz musisz przyznać, iż pomysł jest doprawdy genialny! Nie jest to informacja oficjalna, więc proszę Cię o zachowanie jej dla siebie. Nie powinienem jej Tobie przekazywać, jednakże moja radość i zadowolenie były tak naglące, że musiałem Cię o tym powiadomić. Jeśli wszystko potoczy się pomyślnie, za rok będziemy już narzeczeństwem, a może nawet małżeństwem! To doprawdy wspaniała wiadomość, nieprawdaż?


Witam :D
Oto przybyłam (nareszcie) z kolejnym rozdziałem ;). Za wiele się w nim nie dzieje, ale można powiedzieć, że rozpoczyna pewne wątki i ukazuje niektóre postacie ;).
Z tego miejsca pozdrawiam również Niewiernego Inkwizytora, który (mimo, że płci męskiej) przemierza rozdziały tego zalatującego romansem opowiadania :D. Zapraszam również do niego. Zwłaszcza fanów różnych mitologii oraz serii Nocny Anioł, która mi się z jego twórczością kojarzy ;). Link do niego w zakładce - Ciekawe stronki i blogi - [>> Spadając w nicość <<].
Dziękuję również za wszystkie komentarze i zachęcam was do komentowania, ponieważ to ogromna motywacja do dalszego pisania ;)
Only :D

8 komentarzy:

  1. :D długaśny rozdzialik ;-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bernardyn! *.* Mam do nich ogromny sentyment, bo rok temu musiałam pożegnać się z moją psiną właśnie tej rasy. To cudowne psy i cieszę się, że i tutaj przemyciłaś jednego z nich. No, ale ja osobiście może bym Volta malutkim nie nazwała :D
    Widać, że dziewczynie spodobało się życie w normalnym środowisku. No, ale dobrze, że mimo wszystko może co jakiś czas wrócić do rodzinnych stron. Dzięki temu jest jej chyba łatwiej.
    Skoro wszyscy swatają ją z Maximem to musi być coś! Ja też nie przestanę doszukiwać sie w tej znajomości drugiego dna :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi z powodu Twojej psiny :(
      No Volta ciężko nazwać malutkim ;)
      Wizyty w pałacu muszą być! ;)
      Drugie dno zawsze spoko! :D
      Również pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. Nie no - opisy z tego rozdziału przebijają wszystko.
    Czemu m i one nie wychodzą?! To takie naturalne. Wygląda to tak, jakby to było dla Ciebie proste jak zjedzenie śniadania!
    Ach, Caroline - Jednak nie jesteś taka królewska, hę?
    Jak tego bloga miło się czyta <3
    Lecę tak, rozdział za rozdziałem - z przerwami, ale lecę - i tak naprawdę to całkiem niedługo będę na bieżąco. Nie wiem, czy mam się z tego cieszyć, czy rozpaczać ;-D
    xxx

    OdpowiedzUsuń
  4. No to tak. Na pewno brakuje mi opisów, serio. Tutaj bardzo. Bo czasami nie czuję tego, o czym oni mówią, nic a nic. W tym sensie, że ona wpadła taka wesoła do ojca, a tutaj nagle się okazuje, że jest strapiona. Może warto wtedy jakoś podkreślić bardziej, że jej uśmiech był sztuczny i nie do końca szczery? Tak samo z siostrą - nagle zaczęło jej się wydawać, że ona nie jest taka, jak jej się wydawała. Mogłaś tutaj dodać więcej przemyśleń, że zawsze kroczyła za matką, mało spędzały ze sobą czasu i się nie rozumiały, a teraz nagle ona odważyła się zapytać o coś... ludzkiego. Tak, żebym poczuła to zaskoczenie Ali. Tam potem niżej masz o tym ciut więcej, więc tam już scena wypadła naturalnie i lekko.
    W sumie ta jej siostra to trochę źle się zachowała. Tzn. pewnie w tym świecie (on jest trochę cukierkowy) wszystko się skończy dobrze, ale w normalnym życiu odebrałabym to hm... że ona tak jakby chce popchnąć Ali do intensywnego życia, żeby się tym karmić, bo sama nigdy tego nie będzie miała, sama się nie odważy.

    Nie zwróciłam uwagi wcześniej, ale interesujący jest ten świat, który ty stworzyłaś... wydaje mi się taki... no naprawdę 200 lat później. Wiesz - ona ma trzy koleżanki i one wszystkie są jakieś pstrokate. A ona jedna niby zachowuje się jak NASZA typowa nastolatka, ale jest wśród swoich traktowana jak jakiś ślad epoki kamienia.
    " - Zwyczajnie. - Wzruszyła ramionami. - Wyższy ode mnie o głowę. No i całkiem umięśniony. Skórę ma raczej normalną. Oczy brązowe, przy źrenicach przypominające płynny bursztyn. Włosy też brązowe z ciemnozłotymi końcówkami, które mienią się w słońcu, przez co wygląda, jakby nosił koronę.
    - Jak ty go bajecznie opisujesz. - Brwi Caroline powędrowały znacząco do góry"
    Hahaha, normalnie powtórzyłabym komentarz Caroline, swój ziom z niej haha. Z jednej strony zwyczajnie, a potem "umięśniony, trochę bursztynowe oczy, oczy mienią się w słońcu ahahahahaha

    W sumie nie rozumiem, jak to możliwe, że ta Unika tak łatwo sprzedała Ali. Ona została przedstawiona jako taką jedyną opcję, jedyną dziewczynę, która może przejąć władzę. A teraz nagle oddają ją do innego królestwa? Głupie to. Bardziej rozsądnie by zrobili, gdyby po prostu zmienili te małżeńskie plany i ją wydali za jakiegoś mniej znaczącego królewicza, a tego D. za siostrę Ali.

    Tak czy inaczej tyle odemni
    Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te rozdziały wypadają trochę dziwnie, bo przerabiałam je z narracji pierwszoosobowej. Kiedyś jeszcze zamierzam je podrasować, ale...
      Caroline nie jest aż taka sztywna jak myśli o tym Ali ;> Każdy coś ukrywa ;)
      Tak już mam, że w opowiadaniach lubię kreować nowe rzeczywistości xD
      Wiem xD Sama się śmiałam z tego opisu xD
      Dobrze myślisz ;)

      Usuń

Czytasz? ===> komentuj ;)
Dla Ciebie to chwila, a dla mnie ogromna motywacja ;)