7. października
- Spokojnie, nigdy bym go nie zapomniała. Leży w torbie. Obok rękawic bokserskich - dodała po chwili znacząco dziewczyna.
Chłopak roześmiał się i spojrzał na nią przeciągle. Po chwili pokręcił głową, nadal rozbawiony, i wyciągnął z paczki papierosa. Wyjął z kieszeni zapalniczkę i prawie zapalił tytoń, gdy znieruchomiał i wlepił w królewnę badawczy wzrok.
- Cholera. Prawie zmarnowałem kolejnego fajka. Domyślam się, że znów byś go zdeptała, co?
- Myślę, że tak. - Pokiwała głową z poważną miną.
- A gdybym tak nie dał ci tego znów zrobić? - mówił trochę niewyraźnie, ponieważ nadal trzymał w ustach papierosa.
- Mógłbyś próbować. - Wzruszyła ramionami.
- Baba mnie szantażuje - mruknął płaczliwie Max, chowając zapalniczkę i fajka do paczki. - Do czego to doszło.
Zadzwonił dzwonek na lekcję. Aylin odwróciła się przodem do tablicy i wyjęła z torby książki i zeszyt. Gdy nauczycielka weszła do sali przerzuciła włosy z lewego ramienia na prawe, dalej od Maxima. Były krótsze, ponieważ poprzedniego dnia po szkole poszła do fryzjera i ścięła końcówki razem z resztkami gumy.
- Dzisiaj będzie spokój czy wojna? - Nauczycielka popatrzyła na kłótliwą dwójkę z wyraźną rezygnacją.
- Nie wiem, pani profesor. Naprawdę nie wiem. Dzisiaj nasza droga Aylin, z pięknym, olśniewającym uśmiechem, który sam w sobie mógłby zaprowadzić pokój na świecie, zaproponowała mi walkę bokserską.
Klasa wybuchnęła śmiechem. Po chwili
wszyscy zajęli się lekcją. Królewna otworzyła podręcznik i zaczęła
słuchać poleceń pani Jones. Gdy
czytała tekst, coś nieprzyjemnie lepkiego przykleiło się do
jej ramienia. Powoli odwróciła głowę w lewą stronę. Do jej ręki
przyklejona była papierowa, ośliniona kulka. Strząsnęła ją z
obrzydzeniem. Widząc to, Maxim uśmiechnął się wyzywająco. Prychnęła
cicho i wróciła do zadania, starając się go lekceważyć.
- Wiedziałem, że odpadniesz - szepnął cicho do ucha dziewczyny.
Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. Wydawał się tak
pewny siebie, że podziałało to na nią jak przysłowiowa czerwona płachta
na byka. Jej mózg przeszedł na wyższe obroty. Musiała go jakoś
zaszokować. I wtedy przypomniała sobie Volta - starego psa Dantona. Całymi
dniami łaził po pałacu, dlatego znali go wszyscy. To był naprawdę fajny
bernardyn i każdy go lubił. Ale miał jeden, obrzydliwy nawyk...
Przesunęła językiem po twarzy Maxima. Od podbródka aż do skroni.
Momentalnie wróciła na swoje miejsce. Nie mogła uwierzyć, że
odważyła się to zrobić. Ale działała pod wpływem impulsu, chcąc zmyć z
jego oblicza tą pewność siebie. A że dokładnie pamiętała, jak sama
reagowała na ślinę Volta na swojej skórze...
Nauczycielka podniosła głowę patrząc na kłótliwy duet badawczo.
Aylin z
przejęciem wpatrywała się w podręcznik, jakby to on posiadał w sobie
odpowiedzi na nurtujące ludzkość od wieków pytania. Belferka dość długo
patrzyła na Maxima,
ale w końcu wróciła do dokumentów. Wtedy królewna spojrzała na chłopaka
siedzącego obok. Jego
twarz wyrażała jeszcze większy szok niż poprzedniego dnia po oberwaniu
podręcznikiem. Powoli podniósł rękę i dotknął nią mokrego policzka. Z
niedowierzaniem popatrzył na swoje palce, a dziewczyna znów poczuła na
języku
smak jego słonej skóry. Jako, że czasu już cofnąć nie mogła, spojrzała
mu prosto w oczy, starając się nie wybuchnąć śmiechem widząc jego
zmieniające się w szaleńczym tempie miny.
Nie mogła nie zauważyć, że nie wytarł wilgotnego śladu. Zamiast tego
znów wyjął jakąś kartkę i zaczął na niej pisać.
"Tego się nie spodziewałem. Dobra jesteś".
"To Ty zacząłeś. Podjęłam tylko wyzwanie" - odpisała szybko.
"Ciekawi mnie, co jeszcze byłabyś zdolna zrobić, gdybyśmy dalej przeciągnęli tę naszą grę" - napisał, uśmiechając się szeroko, z zaciekawieniem.
"Nawet nie wiesz, na ile mnie jeszcze stać". - Starała się wyglądać na pewną siebie.
"Dochodzę do wniosku, że chyba chciałbym się tego dowiedzieć".
Błysk
w jego oczach powinien ją zaniepokoić. Ale tylko rozbudził w niej
ciekawość. Sama chciała się przekonać, jak daleko może mu towarzyszyć w
tej wariackiej formie zabawy i wyzwania. Zaczęła zastanawiać się nad
własnymi możliwościami.
Wpatrywali się w siebie
bez słowa. Ale tym razem nie było między nimi pogardy. Zamiast tego te
spojrzenia były badawcze, starające się poznać drugą osobę,
rzucające nieme wyzwanie, a jednocześnie pełne ciekawości możliwej
rywalizacji. Aylin poczuła, że między nami historia dopiero się
zaczyna.
Przez resztę dnia między tą parą
przepływały tylko spojrzenia. Na innych lekcjach nie siedzieli
razem, ale zazwyczaj niedaleko siebie. Dlatego nic nie przeszkadzało im
na wgapianiu się w siebie z mieszaniną wyzwania, ciekawości i czegoś
jeszcze, czego nie potrafili określić. Może to były początki
fascynacji?
- Dzisiaj też zwiedzasz osiedla? - Kate uśmiechnęła się do koleżanki.
Stały na parkingu przed
szkołą. Aylin czekała tam na Jose, który miał ją zawieść do pałacu.
Matka wymagała od niej natychmiastowego spotkania, o czym została
poinformowana tego dnia na przerwie przez Ingrid. Pokojówka skończyła
już jedną szkołę
zawodową, ale żeby królewna nie była sama, przychodziła do tej samej
szkoły na zajęcia
dodatkowe.
- Nie wiem. Jeśli znajdę wieczorem czas to tak. - Ali skinęła głową.
- A co? Wizytujesz w pałacu? -
Zaśmiała się Kate. Dużo osób żartowało sobie z Aylin ze względu na jej
imiona i maniery. Ale już jej to nie przeszkadzało. Zdążyła się
przyzwyczaić, że takie złośliwości bywają przejawem sympatii.
- Pewnie. Mam audiencję u królowej - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Kate, Mata i Lisa zaśmiały się.
Zaczęły rozmawiać. Po
miesiącu w Lotos królewna orientowała się już nieco w poruszanych przez młodzież
tematach. Aktorzy, współcześni autorzy książek, sport, nowe postępy
technologiczne. Gadały właśnie o jutrzejszych lekcjach, gdy kilka
metrów od nich rozległ się głośniejszy od innych pisk. Zdezorientowana dziedziczka tronu spojrzała w
prawo. Jakieś 6 metrów od siebie zobaczyła maskę samochodu. Jadącego
samochodu.
4 metry.
Zamknęła oczy czekając na zderzenie. W ryk silnika wdarł się pisk hamulców. Za późno.
Coś uderzyło w nią z
impetem, ale z zupełnie innej strony, niż się spodziewała. Poleciała do tyłu. Uderzenie
biodrem o ziemię sprawiło, że w końcu utworzyła zaciśnięte do tej pory oczy. Dopiero wtedy
uświadomiła sobie, że ktoś obejmuje ją ramionami i przyciska do
swojego ciała, gdy tak toczyli się po betonie. A było to umięśnione,
męskie ciało. Jeszcze nigdy nie była tak blisko chłopaka. Nawet będąc z
Daminikiem i przytulając się do niego czuła, jak oddziela ich od siebie jego
dystans i sztywność. Ale tym razem nie było niczego takiego. Tylko
szybkie uderzenia dwóch serc, bijących w tym samym rytmie.
Bolało ją biodro, lewy
łokieć i nogi. Ale nie zwracała na to uwagi, bo poczuła, jak w jej
włosach porusza się czyjaś dłoń. Podniosła głowę, która do tej pory
przyciśnięta była do klatki piersiowej... wybawcy. Wokół słyszała
krzyki uczniów i inne odgłosy zamieszania, ale widziała tylko
bursztynowe oczy Maxima. Leżał na plecach, a ona na nim, unieruchomiona
jego ramionami, z których jedno trzymało ją w pasie, a drugie
przyciskało jej głowę do jego szyi.
- Eee... Dzięki - wyrzuciła z siebie po dłuższej chwili.
- Nic ci nie jest? - zapytał cicho. Nie odpowiedziała, więc dodał po chwili: - Królewno?
- Wiesz... Dziewczyny mówiły mi, że
kilku chłopaków ze szkoły na mnie leci, ale nie wiedziałam, że okazuje
się to w tak dosłowny sposób.
Spojrzał na dziewczynę, a po chwili na jego usta wpłynął szeroki, lekko kpiący uśmiech.
- Czuję, że chyba jeszcze nie raz pożałuję odepchnięcia cię sprzed tego samochodu.
- A ja już żałuję, że nie zostałeś na moim miejscu.
Zaśmiał się i wypuścił dziewczę z
uścisku. Aylin przekręciła się (co wywołało jęk zarówno u niej, jak i u
Maxima) i wylądowała na plecach obok chłopaka. Przez chwilę rozważała
wstanie, ale jej kości zaprotestowały.
- Więc czemu mnie odepchnąłeś?
- Chyba taki ludzki odruch.
- Po tobie spodziewałabym się raczej wepchnięcia mnie pod niego.
- We wrześniu może bym to zrobił. Ale z tym podręcznikiem i... tym dzisiejszym - dodał po chwili - pokazałaś, że masz jaja.
- Nie mam - wtrąciła lekko zbulwersowana tak niegodziwą sugestią pod jej adresem.
- No i z kim kłóciłbym się na lekcjach literatury? - kontynuował.
- Egoistyczny dupek.
- Wypucowana damulka - odpowiedział natychmiast.
- Cham i prostak.
- Lalka Barbie.
- Upośledzony umysłowo idiota.
- Brakowałoby mi tego.
- Mi też.
Wstali jednocześnie. Dziewczynie strzeliło coś w kolanach, a Maximowi w kręgosłupie. Skrzywili się.
- Jeszcze raz dzięki. Za ratowanie mnie kosztem swojego tyłka i w ogóle.
- Spoko. Przypomnę się w odpowiedniej chwili.
- W to nie wątpię.
Gdy tak stali naprzeciw
siebie, królewna kątem oka zauważyła, że Kate z dziewczynami patrzą na nich
znacząco i uśmiechają się między sobą. Nie miała sposobności, aby
zareagować, bo właśnie w tej chwili zjawił się Jose.
- Ależ... Aylin - powiedział, z widocznym trudem powstrzymując się od nazwania dziedziczki tytułem. - Coś się stało?
Spojrzała w dół i dopiero wtedy zauważyła, że oboje są cali zakurzeni i ogólnie poobcierani. Wzruszyła ramionami.
- Wszystko dobrze, wujku Jose. Przewróciłam się i pociągnęłam Maxima za sobą. Na szczęście jego osoba załagodziła upadek.
- To... dobrze - odpowiedział powoli.
Szybko podeszła do leżącej
kilka metrów dalej torby i podniosła ją. Otworzyła drzwi pasażera
zanim zdążył to zdobić Jose.
- To do jutra, Maximie - pożegnała się wsiadając do samochodu.
- Do jutra, Aylin - powiedział cicho, gdy wyjeżdżali już z parkingu.
Gdy spojrzała w lusterko wsteczne zauważyła, że Maxim przyglądał się ich Astonowi dopóki nie zniknęli za zakrętem.
- Aylin! Wyglądasz wprost zachwycająco!
Matka podeszła do królewny i
uściskała ją lekko, całując powietrze wokół jej głowy w formie
przywitania. Była piękną kobietą, ale Ali jakoś nigdy nie mogła się z nią
dobrze porozumieć. Może to dlatego, że nie wychowywano jej tak, jak
starszej siostry - beztrosko, ucząc tylko podstawowych rzeczy o
państwie i wszystkim z nim związanym.
- Ależ dziękuję, matko - odpowiedziała, dygając przed nią lekko.
Wyprostowała się bardziej,
aby suknia prezentowała się na niej lepiej. Była błękitna, a jej
ozdobiony klejnotami gorset opinał ciasno ciało dziewczyny, wzmacniając w niej pewność
siebie. W sukniach czuła się jak w zbroi - niezwyciężona. Tylko jeden, inny
strój sprawiał wtedy, że miała się równie dobrze. Poprawiła składającą
się z kilku warstw spódnicę. Materiał podstawowy pokrywała długa do
ziemi warstwa tiulu. Następnie druga, krótsza warstwa tiulu, zakończona dekoracyjnym motywem liści ozdobionych klejnotami. Ostatnia warstwa wykonana
była z tego samego materiału co gorset (z satyny) i była ozdobnie
pomarszczona i upięta. Wiedziała, że wygląda w niej świetnie. I nie
widziała potrzeby żeby udawać, że tak nie jest. Siniaki i zadrapania
po upadku ukryła pod warstwą makijażu.
- Aylin! Jesteś! - Caroline Laura Santos, starsza królewna, wbiegła do saloniku, w którym Ali została przywitana przez matkę.
Rzuciła się Aylin na szyję i
uściskała serdecznie. Była rok starsza, ale miały prawie
identyczne sylwetki. Caroline była trochę szczuplejsza i mniej
umięśniona. Miała jaśniejsze włosy i szmaragdowe oczy. Jej skóra była
jasna, a uśmiech wprost promienny. Zawsze wyglądała uroczo i słodko. Ali wiedziała,
że z wyglądu nic jej nie brakuje, i że wiele dziewczyn może marzyć o takim wizerunku, ale Caroline to prawdziwa piękność. Przy tej radosnej osóbce to szarooka
wyglądała na starszą siostrę. Była poważniejsza i nie miała w sobie jej
beztroski. Nie mogła cieszyć się tak życiem, gdy wiedziała co ją czeka w
przyszłości.
- Również się cieszę, że cię widzę, Caroline.
Usiadły przy stoliku, a królowa kazała służącej przynieść herbatę.
Siostry siedziały obok siebie, a Caroline ciągle ściskała dłoń Aylin.
- I jak się tam żyje? Czy wszystko jest tak ciekawe jak to pokazują w
telewizji? Poznałaś jakichś chłopców? Masz nowe koleżanki?
- Powoli, Caroline. - Zaśmiała się młodsza królewna,
widząc jej entuzjazm. - Życie jako zwykła dziewczyna jest zupełnie inne
od życia królewny. Rzeczywistość nie jest tak kolorowa jak w telewizji,
ale bywa interesująco. Tak, poznałam chłopców, ponieważ mam ich
kilkunastu w klasie. I tak, można powiedzieć, że mam nowe koleżanki.
- To cudownie! - wykrzyknęła Caroline radośnie.
- Aylin, czemu nie odwiedziłaś nas w wolne dni? Nie było cię w domu od spotkania z delegacją z Uniki.
- Wiem, mamo, i przepraszam. Ale w
szkole mamy wiele lekcji i trochę trudno jest mi się do tego wszystkiego
przyzwyczaić. To całkiem inna rzeczywistość i czasem zajmuje mnie
zupełnie.
- Tak, rozumiem.
- Więc po co mnie wezwałaś, matko?
- Stwierdziłam, że z przyjemnością
oderwiesz się od tego marnego, biednego życia - powiedziała królowa tonem
wyraźnie sugerującym, że to wszystko powinno być dla córki oczywiste. - Powinnaś
być mi wdzięczna za tę odrobinę pałacowego luksusu.
- Oczywiście, matko. Jestem.
Zawładnęła nią przemożna
irytacja. Oderwano ją od zwykłego życia tylko dlatego, że matka chciała
dać jej trochę luksusu, którego wcale nie potrzebowała. Ale nie mogła
się na nią wściekać. Jej matka została wychowana w przekonaniu, że pałacowe wygody
to wszystko, czego każda dziewczyna może oczekiwać od życia. Takie było
po prostu jej rozumowanie.
Aylin wiedziała, że gdyby nie eksperyment króla,
byłaby do niej bardzo podobna. No może oprócz pałacowych luksusów, w
głowie miałaby rządzenie krajem i sojusze międzynarodowe, ale na pewno
nie zwyczajne życie nastolatki.
- Szach i mat, tato.
- No i znów ze mną wygrałaś. Jak zawsze - dodał z uśmiechem król.
Siedzieli w gabinecie
władcy i grali w szachy. Po spotkaniu z matką i siostrą, Aylin przyszła do ojca.
Danton wcisnął ją przed naradą z pałacową radą ministrów i doradców.
Koło nóg królewny leżał Volt, śliniąc się obficie na specjalnie do tego
przeznaczoną poduszkę. Gdy tylko go zobaczyła uśmiechnęła się na
wspomnienie miny Maxima.
- A ten twój konflikt, o którym wspomniałaś w liście? To coś poważnego?
- Nie, tato. To taka zwyczajna szkolna sprzeczka. Poza tym, już wszystko w porządku. Dzisiaj nawet mi pomógł.
Umyślnie nie mówiła, co się
dokładnie stało. Ostatecznie nikt przecież nie odniósł poważniejszych
obrażeń, a mówiąc o tym ojcu tylko zaniepokoiłaby go.
- To dobrze, Aylin.
Rozległo się pukanie do drzwi, a chwilę później ukazała się w nich siwa głowa Dantona.
- Królu. - Skłonił się. - Wybacz, że przeszkadzam, ale ministrowie czekają.
- Już wychodzę. - Dziedziczka podniosła się i uściskała ojca na pożegnanie. - Do zobaczenia, tato.
- Do zobaczenia, Aylin.
- A ty co tu robisz, starcze? - Danton zwrócił się gderliwie do swojego psa. - Miałeś siedzieć w pokoju.
- Spokojnie, Danton. Już go zabieram. - Uśmiechnęła się i odwróciła, aby pomachać ojcu. - Chodź, Volt. Idziemy.
Pomocnik króla otworzył przed nią szeroko drzwi. Wyszła z gabinetu ojca z wielkim bernardynem u
boku. Za drzwiami stali w rzędzie ministrowie oczekujący na audiencję.
Gdy ich mijała skłaniali się przed nią. Gdy spojrzała na ostatniego z
nich coś przyciągnęło jej uwagę.
- Dobry wieczór, wasza wysokość. - Pokłonił się niżej niż reszta.
- Dobry wieczór, baronie Simons.
Szła powoli dalej, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że coś, co
zobaczyła, było szalenie podejrzane. Podrapała Volta za uszami.
- A to psisko nadal nie daje królewnie spokoju?
- Ja lubię jego towarzystwo. Dobrze
wiesz, że jestem do niego bardzo przywiązana. I mów mi po imieniu.
Przecież jesteś moim ojcem chrzestnym.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko. Dla
wszystkich było zaskoczeniem, że ojcem chrzestnym przyszłej królowej
został doradca króla. Ale władca stwierdził, że Danton jest dla niego
jak brat, i skoro tak naprawdę rodzeństwa nie ma, to właśnie Danton zostanie chrzestnym Aylin. I tak się stało. Nikt nie dał rady odwieźć Christiana od tego
pomysłu.
Ali traktowała Volta jak prawdziwego przyjaciela. Urodził się w tym samym dniu co ona. I nadal żył. Uczyła się chodzić opierając się o jego grzbiet. Pilnował jej podczas przechadzek po ogrodzie. Wszyscy zgodnie twierdzili, że żyje chyba tylko ze względu na przywiązanie do dziewczyny. Psy rzadko dożywają osiemnastu ludzkich lat. A mimo podeszłego wieku, Volt zawsze cieszył się na widok królewny, i wybiegał do niej, chociaż coraz mniej się poruszał.
Ali traktowała Volta jak prawdziwego przyjaciela. Urodził się w tym samym dniu co ona. I nadal żył. Uczyła się chodzić opierając się o jego grzbiet. Pilnował jej podczas przechadzek po ogrodzie. Wszyscy zgodnie twierdzili, że żyje chyba tylko ze względu na przywiązanie do dziewczyny. Psy rzadko dożywają osiemnastu ludzkich lat. A mimo podeszłego wieku, Volt zawsze cieszył się na widok królewny, i wybiegał do niej, chociaż coraz mniej się poruszał.
- A jak podoba ci się zwykłe życie, Aylin?
- Jest zupełnie inne, niż przypuszczałam, ale cieszę się, że mam okazję zgłębić jego tajemnice.
- To dobre podejście do życia, Aylin.
- Okaże się. - Uśmiechnęła się. - Muszę już wracać do Lotos. Poproś Kima aby uściskał ode mnie Hadesa.
- Sam go od ciebie uściskam.
Siedziała na ławce w
ogrodzie. Było już późno, ale nie mogła spać. Obciągnęła w dół rękawy
swetra. Spotkanie z matką wydawało jej się nudne. Królowa myślała tylko o
wygodzie. Nie przejmowała się tym, że jej córka właśnie poznaje ludzi,
których
największym zmartwieniem nie jest to, jaką suknię założyć do obiadu,
tylko to, aby w ogóle ten obiad mieć. Matka zawsze była według niej
trochę zapatrzona w siebie i w życie pałacowe, a teraz dodatkowo
wydawała się Ali płytka i egoistyczna. Caroline była do niej podobna,
ale też
myślała o innych. Czasami bywała nawet za miękka i bezpośrednia. I
Aylin wiedziała już, dlaczego ojciec powiedział, że ona się do tego
eksperymentu nie nadaje.
Nie zgodziłaby się na
noszenie spodni. Według niej spodnie były tylko dla mężczyzn, a w zwykłym
życiu nie zawsze wygodnie jest nosić suknie. Gdyby ktoś ją obrażał, tak
jak Ali obrażał Maxim, nie nauczyłaby się odpłacać mu tym samym, jak jej siostra się
nauczyła, tylko płakałaby w łazience po każdej lekcji. Aylin wiedziała, że Caroline była
cudowna, ale jednocześnie za miękka na takie życie. Tu twardym trzeba
się urodzić, lub nauczyć się tego w pierwszych latach życia, inaczej
społeczeństwo cię przetrawi i zostawi krwawiącego na krawędzi nędznego
życia.
Jednocześnie nie mogła
pozbyć się myśli, że w baronie Simonsie zobaczyła coś znajomego, co
poznała dopiero w życiu w Lotos. Ale nie miała najmniejszego pojęcia
co to było.
- Królewno? - Ingrid pojawiła się w
drzwiach tarasu. - Już północ. Tata mówi, że powinna panienka wejść już
do domu i iść spać. Ale to tylko sugestia - dodała szybko. Nikt przecież
nie chciał rozkazywać przyszłej królowej.
- Tak, wiem. Zaraz wejdę do domu.
Popatrzyła w gwiazdy. Ale
one przecież nie mogły jej nic odpowiedzieć. W końcu westchnęła i
podniosła się z ławki. Ruszyła powoli w stronę domu. Zamknęła za sobą
drzwi i poszła na górę. Nad pewnymi sprawami mogła przecież pomyśleć
później.
^^
OdpowiedzUsuńCo się cieszysz? :D
Usuńa co nie mogę??
UsuńMożesz, możesz ;)
UsuńKocham <3
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba ;)
UsuńPadłam :D Leżę i nie wstaję!
OdpowiedzUsuńSam tytuł niezwykle mnie zaintrygował, a to co zawarłaś w tym rozdziale niesamowicie mnie ubawił. Teraz nie mam wątpliwości! Aylin i Maxim! Nie ma innej wątpliwości! W sumie podziwiam trochę dziewczynę, bo nie daje się stłamsić. Ja bym pewnie spuściła głowę i przepuściła wszystkie uwagi bez komentarza, a Aylin jest bojowo nastawiona. Dobrze radzi sobie w tym normalnych świecie, pomimo że wychowywała się w całkowicie innych warunkach.
Przecież królewna nie może się poddać ;) a co do Aylin i Maxima... Nic nie jest przesądzone ;)
Usuń"Tu twardym trzeba się urodzić, lub nauczyć się tego w pierwszych latach życia, inaczej społeczeństwo cię przetrawi i zostawi krwawiącego na krawędzi nędznego życia."
OdpowiedzUsuńPięknie powiedziane...
Dziękuję :)
UsuńPowróciłam na Twojego bloga trochę poczytać :-D
OdpowiedzUsuńI dobrze, bo zajebisty jest!
Świetnie piszesz - bogate słownictwo, opisy. Po prostu chcesię czytać!
Ta suknia n akońcu - piękna.
A kłótnia z Maxm na początku mnie rozbroiła XD
Nie ma to jak lizanie, c'nie?
Ojej, coś czuję, że w tym opowiadaniu ten pies w końcu umrze i będzie straszna żałoba :-(
Moim zdaniem psy żyją naprawdę zbyt krótko...
Okey, lecę do następnego rozdziału - w końcu mam trochę do nadrobienia ;-D
xxx
Cieszę się, że do mnie powróciłaś ;)
Usuń